czwartek, 25 września 2014

Luke Skywalker obchodzi 63. urodziny, czyli parę słów o "Gwiezdnych Wojnach"


Dzisiaj będzie o jednym z najbardziej kultowych filmów science-fiction w dziejach kina. "Gwiezdne wojny" to trylogia, która za każdym razem mnie bawi i do której wracam dużo częściej niż powinnam. Oczywiście mam na myśli trylogię właściwą, czyli epizody IV, V i VI. 
Mark Hamill, czyli filmowy Luke Skywalker obchodzi dziś swoje sześćdziesiąte trzecie urodziny. Mimo, że jego filmografia jest naprawdę bardzo pokaźna, niewiele osób potrafi wymienić więcej niż kilka jego ról w filmach innych niż właśnie "Star Wars". Ciężko bowiem, mając do czynienia z filmem do tego stopnia znanym i kultowym, nie zostać aktorem z etykietką. 

Mark Hamill już zawsze będzie dzielnym Jedi

 W tym przypadku wyjątkiem potwierdzającym regułę może być Harrison Ford (Han Solo), który zagrał główną rolę w jeszcze jednej bardzo słynnej serii, mianowicie "Indiana Jones". Więc on ma dwie etykietki, a to zawsze trochę lepiej. 

Prequele "Star Wars" (epizody I, II, III) nie są już niestety tak urzekające (to musi mieć związek z brakiem Hana Solo) . Mimo wszystko poczynania młodego Anakina ogląda się miło. Zainteresowała mnie w ostatnim czasie informacja o planowanej VII części. Pomysłem zachwycona nie byłam do czasu aż dowiedziałam się, że znowu wystąpią Mark Hamill, Carrie Fisher i Harrison Ford. Ciekawi mnie na skupi skupi się kolejny film, bo jak by nie było aktorzy mocno się zestarzeli. Nie mogę się już doczekać jak potoczyły się losy Hana Solo i księżniczki Lei. 


Oni są jednym z najbardziej dobranych i emocjonujących duetów, które widziałam na ekranie. 

 Prace nad filmem trwają już od dłuższego czasu, a planowana premiera przypada na końcówkę 2015 roku. Mam zamiar z niecierpliwością wyszukiwać kolejnych newsów dotyczących tego przedsięwzięcia. 



Łapcie jeszcze raz Hana. On zawsze jest cudowny.






środa, 24 września 2014

10 książek, które wywarły na mnie największe wrażenie

Zostałam jakiś czas temu nominowana do wypisania listy dziesięciu książek, które zrobiły na mnie największe wrażenie. Jest to ostatnio dość popularny łańcuszek, w którym (mimo mojej niechęci do wszelkich tego typu rzeczy) postanowiłam wziąć udział. Kolejność nie ma większego znaczenia.
 Oto moja lista z krótkim komentarzem:

1. "Harry Potter" (cała seria) - J.K. Rowling 
"Harry Potter" to jedna z moich najukochańszych książek od dziecka, więc jest dla mnie rzeczą oczywistą umieszczenie serii Jo.

 2. "Folwark zwierzęcy" - George Orwell 

Za książki Orwella wzięłam się stosunkowo niedawno, a po skończeniu "Folwarku... " nie mogłam zasnąć prawie do rana. Jest to najbardziej aktualna książka z jaką kiedykolwiek miałam do czynienia.

 3. "O bibliotece" - Umberto Eco 

Ta króciutka książeczka to esej i przemówienie w jednym. Obraz biblioteki doskonałej poprzez pokazanie antybiblioteki. Genialne. 

 4. "Momo" - Michael Ende 

Do "Momo" wracałam wiele razy. Piękne jest to, że za każdym razem rozumiem tę opowieść inaczej. 

 5. "Szukając Alaski" - John Green 

Myślę, że dowolna książka Greena zasługuje na umieszczenie na mojej liście. Niezmiennie bawi mnie inteligentny styl i zaskakujący bohaterowie.

 6. "Zanim umrę" - Jenny Downham

Od momentu przeczytania tej książki zainteresowałam się troszkę cięższymi tematami w belestrestyce. Pięknie i odważnie napisana. 

 7. "Igrzyska śmierci (trylogia) - Suzanne Collins 

Miałam okres, że całą trylogię czytałam kilka razy z rzędu w kólko i w kółko i w kółko. Dzięki trylogii Suzanne Collins zaczęłam sięgać po antyutopie i zastanawiać się w jak dużym stopniu manipulują nami media. 

 8. "Służące" - Kathryn Stockett 

Muszę z bólem oświadczyć, że zaczęłam od obejrzenia filmu, który mnie zachwycił. Książka też jak najbardziej spełniła moje oczekiwania i na długo została w mojej pamięci. 

 9. "Muminki" (cała seria) - Tove Jansson 

Wydaje mi się, że serię o Muminkach zna każdy i większość podziwia w mniejszym lub większym stopniu. Podobnie jak w przypadku "Momo" lubię do nich wracać i odkrywać na nowo zdarzenia w zupełnie innym kontekście. Ta seria po prostu się nie starzeje. 

10. "Złodziejka książek" - Markus Zusak

Powieść Markusa Zusaka sprawiła, że na nielubiane dotychczas przeze mnie książki historyczne zaczęłam patrzeć trochę inaczej. Objawiła mi część realiów wojny od zupełnie nieznanej, bo niemieckiej, strony. 


I to już koniec mojej listy. Wiele książek zapewne pominęłam lub wypadły mi z głowy, ale przecież nie sposób pamiętać wszystkiego. Zastanawiam się jak bardzo zmieni się za kilka lat, kiedy będę bogatsza o nowe, nieznane literackie przeżycia, dużo bardziej obyta i dojrzała. Mam jednak nadzieję, że część moich ukochanych książek (i tak, mam na myśli głównie"Harry'ego Pottera") nigdy nie zniknie z mojej głowy i tego typu list właśnie. W końcu to od niektórych z nich zaczęła się moja przygoda z czytelnictwem, więc wrażenia były, są i zawsze pozostaną ogromne. 



wtorek, 23 września 2014

Więzień labiryntu na ekranie , czyli pierwsza adaptacja książki młodzieżowej bez wątku romantycznego

Wybrałam się ostatnio na "Więźnia Labiryntu" , który jest filmem na podstawie książki Jamesa Dashnera o tym samym tytule. To jedna z wielu obecnie książek antyutopijnych skierowanych do młodzieży. Zaznaczę, że uwielbiam tego typu opowieści, poczynając od przykładów klasycznych , które na stałe weszły do kanonu światowej literatury (na przykład "Nowy, wspaniały świat" Aldousa Huxleya albo "Rok 1984" George'a Orwella), a kończąc na ostatnio bardzo popularnych książkach adresowanych typowo do młodzieży (takich jak chociażby świetne "Igrzyska śmierci" Suzanne Collins, "Niezgodna" V. Roth, czy "Mroczne umysły" A. Bracken). Mimo, że ta ekranizacja jest raczej udana, moje uczucia względem filmu są mieszane. Podzielę się z wami moimi przemyśleniami i uwagami. 

Wszystko zaczyna się w momencie, kiedy nastoletni Thomas budzi się w windzie . Nie ma pojęcia gdzie jest ani kim jest, jedyne co pamięta, to swoje imię. Trafia do swego rodzaju osady zbudowanej przez kilkudziesięciu jego rówieśników, wszystko dookoła otacza labirynt, z którego chłopcy od kilku lat szukają drogi ucieczki. 

Zacznijmy od zalet. Na pewno urzekł mnie główny bohater, w którego brawurowo wcielił się uroczy Dylan O'Brien. Właściwie większość aktorów jest trafnie dobrana. 

 Dylan O'Brien jest absolutnie uroczy. 

Niesamowite wrażenie robi sam labirynt. Jednocześnie budzi grozę i sprawia, że mimo czyhających niebezpieczeństw (Buldożercy - co prawda czytając książkę wyobrażałam sobie te stwory zupełnie inaczej, ale świetnie pasują do klimatu filmu) coś nas do niego przyciąga do tego stopnia, że sama paradoksalnie miałam ochotę wejść tam z bohaterami. Ciekawa jestem czy popieracie w tym momencie moją opinię. Nie mogę również nie zwrócić uwagi na fakt, że "Więzień labiryntu" jest chyba jedynym filmem młodzieżowym pozbawionym (niemal, bo w kolejnych częściach takowy się pojawi) wątku miłosnego. I w sumie cieszę się, że tu adaptacja pozostała wierna powieści i producenci nie polecieli na kasę (wiadomo, że wątek romantyczny zawsze poszerza grono odbiorców filmu). Wydaje mi się jednak, że film mimo tego zabiegu będzie umiał się obronić i zyska widownię nie tylko wśród fanów książek Dashnera. 

Niektóre wątki zostały jednak mocno spłaszczone i chociaż rozumiem, że film jest ograniczony czasowo i nie wszystko można pokazać to trochę szkoda. Filmy kasowe często traktują bowiem widza jako średnio rozgarniętego. Zawiodłam się niestety na wątku Theresy, granej przez Kayę Scodelario, którą uwielbiam od czasu kiedy obejrzałam brytyjski serial "Skins". 

 Uwielbiam Kayę Scodelario, ale w "Więźniu labiryntu" podobała mi się trochę mniej niż oczekiwałam. 

Jej postać była trochę przezroczysta, głównie ze względu na bardzo małą ilość scen, w których brała udział. Widz  po prostu nie miał czasu się z nią zżyć. Zirytował mnie także upływ czasu, bo zauważcie, że wszystko działo się zbyt szybko, a Thomas po zaledwie trzech dniach dokonał rewolucji w Strefie. 

Podsumowując, "Więzień labiryntu" jest ekranizacją udaną, ale w pewnych kwestiach mogłoby być dużo lepiej. Zobaczyć warto, jeśli jesteście fanami książki, a jeśli nie... To w sumie też. Najlepiej wyrobić sobie zawsze własną opinię. 


poniedziałek, 22 września 2014

Parę słów o e-bookach, czyli jak tradycyjna w kwestii czytelnictwa Annalin przekonała się do czytników



Książki elektroniczne od pewnego czasu stają się coraz bardziej popularne na rynku polskim. Zdania są na ogół mocno podzielone, a między czytelnikami utworzyła się zażarta dyskusja, co wybrać. Swego czasu sama, jako miłośniczka książki „tradycyjnej”, poczynając od samego faktu obcowania z ładnym, papierowym wydaniem, a kończąc chociażby na jej zapachu, byłam przeciwna czytnikom   e-booków. 

 Przez długi czas twierdziłam, że żadne elektroniczne urządzenie nie będzie w stanie wydobyć ze mnie prawdziwej radości czytania. Rozpatrywała przeróżne za i przeciw. Najbardziej chyba przerażała mnie cena e-booków, właściwie identyczna, jak wydanie papierowe, co wydawało jej się kompletnym absurdem (chodzi o to, że na e-booki vat wynosi aż 23%; książki normalne – 5%, dlatego mimo, że odchodzą koszty wydania, cena jest bardzo podobna). Teraz wiem już jednak, gdzie i jak wyszukiwać okazje w sklepach internetowych. Poza tym nie wiem, czy wiecie (ja nie wiedziałam), ale czytniki nie są podświetlane, dzięki czemu 

a) nie męczą się oczy (czytałam mnóstwo książek na komputerze, więc jest to dla mnie ogromny plus) 
b) zużywa się bateria tylko wtedy , gdy przełączamy stronę, dzięki czemu wystarczy, że ładujemy go raz w miesiącu. Dlatego, jako, że pomysł coraz bardziej mnie kusił, tym bardziej, że niektóre książki czasem ciężko znaleźć w wersji zwykłej, ostatecznie dostałam czytnik na święta.



I… Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona! Szybko wyszukałam książki, które planowałam przeczytać od dawna. Nie znaczy to bynajmniej, że odstawiłam książki papierowe, bo nadal uważam, że nie da się ich zastąpić. To one są podstawą każdego miłośnika książek, i one mają w sobie prawdziwą magię, a czytnik przekazuje tylko jej namiastkę. Ale polecam też czytnik, w który powinien się zaopatrzyć każdy miłośnik literatury, bo naprawdę ułatwiają życie.