czwartek, 30 października 2014

Jak poznałem Waszą Matkę - moja historia






Dzisiaj będzie o serialu, który zrobił na mnie ogromne wrażenie i wciągnął niesamowicie. Od razu chcę Was też przeprosić za brak wpisu w czwartek, ale sytuacja była dość wyjątkowa. Mianowicie w mojej szkole od środy do soboty trwał StetiMUN, czyli młodzieżowa imitacja obrad ONZ. Moja klasa była w tym roku organizatorem i byliśmy w szkole od 7 rano do nocy. Tak wyszło. 

"Jak poznałem Waszą Matkę" staje się powoli serialem kultowym i nie ma się co dziwić, bo bohaterowie, a właściwie aktorzy stworzyli przez te dziewięć lat taki klimat, jakiego nie widziałam ani wcześniej, ani później w żadnym sitcomie. Mimo, że ominęło mnie wyczekiwanie na kolejne odcinki (moją przygodę z serialem zaczęłam kiedy ostatni sezon zbliżał się do końca) pokochałam szalone przygody Teda Mosby'ego od pierwszych odcinków.


Chcę się w wami podzielić dziś moimi wrażeniami towarzyszącymi mi po obejrzeniu finałowego odcinka. Ostatniego z ostatnich. Zbliżając się powoli do finału dziewiątego sezonu, coraz bardziej bałam się zakończenia, a że oglądałam parę miesięcy po premierze, nasłuchałam się od znajomych niestworzonych rzeczy o ostatnim odcinku. Wszyscy mi odradzali oglądanie, jeśli chciałam zachować mój światopogląd nienaruszony. OSTRZEGAM: SĄ SPOILERY.


Cóż... Finałowy odcinek wielu rozczarował, ale niektórym ukazał rzeczywistość. Było jednocześnie melancholijnie, radośnie, smutno i... wiarygodnie. 



Ted Mosby po kilkunastu latach poszukiwań, poznaje swoją drugą połówkę. Niezaprzeczalnie wierzy, że im dłużej będzie pozbawiony prawdziwej miłości, tym bardziej zasłuży na szczęście. Prawda jednak okazuje się brutalna - naszemu bohaterowi, któremu kibicowaliśmy przez tyle czasu, tytułowa Matka zostaje odebrana. Możemy polemizować na ile jest to właściwe, ale nie ma co ukrywać, że Ted przez ponad trzydzieści lat pozostał więźniem swoich uczuć w stosunku do Robin. Bo tak naprawdę to jest serial o niej. Matkę, czy też Tracy (ale po zaledwie kilku scenach z jej udziałem niewiele osób pamięta jej imię) Ted niewątpliwie bardzo kochał, ale Robin nigdy nie odeszła z jego serca. Także ostatecznie wydaje mi się, że ten wątek jest jednak dobrze domknięty. Może gdyby jeszcze równocześnie Robin mogła być z Barney'em... 





Z Robin od początku mocno się utożsamiałam. Łączą nas sposób bycia i plany zawodowe, w związku z czym bardzo żałuję, że im się nie udało. W Barney'u zaszła ogromna przemiana. Zmienił się całkowicie, bardzo dojrzał, dlatego nie wierzę, że byłby w stanie powrócić po wszystkim co się wydarzyło do dawnych zwyczajów i upodobań. Jest to dla mnie okropny błąd ze strony twórców serialu. Zakończenie było bowiem przewidziane od pierwszego sezonu HIMYM. Nie przewidziano jednak jednej bardzo ważnej rzeczy. Aktorzy dali bohaterom tyle życia i własnej osobowości, że ci przestali być jednowymiarowymi zapiskami w scenariuszu. Zaczęli żyć własnym życiem. Przez blisko dziesięć lat ewoluowali i dojrzeli i nie ma możliwości powrotu do tego, co było. Niemniej cieszę się, że Barney doczekał się dziecka, szkoda tylko, że w taki sposób. I umówmy się - to musiała być córka. 


Jedynie z Marshallem i Lily wszystko zadziało się dokładnie tak, jak powinno. Dla mnie pozostają jednym z najwspanialszych przykładów nowoczesnego związku, w którym są nie tylko małżeństwem, ale też przyjaciółmi. 


Podsumowując, skończyło się prawdziwie i trochę wzruszająco, ale to nie oznacza, że źle. To prawda, że wszyscy oczekiwaliśmy idealnego zakończenia, bo w głębi duszy chcemy, żeby nasze własne też było idealne, ale tak się nie da. Po ochłonięciu i przemyśleniu wszystkiego stwierdzam, że perfekcyjne zakończenie po prostu nie istnieje. Jestem zadowolona z finału. I piszę to z czystym sumieniem. 









wtorek, 21 października 2014

O co ten cały szum, czyli recenzja "Hopeless"



"Hopeless" - Colleen Hoover

Przez parę ostatnich miesięcy biłam się z myślami, czy przeczytać "Hopeless". Nad tą pozycją panował powszechny zachwyt, zarówno w Internecie, jak i wśród moich znajomych. Początkowo byłam raczej sceptycznie nastawiona, bo nie chciałam kolejnego, typowego i przewidywalnego romansu dla nastolatków. Na szczęście ta pozycja ku mojej wielkiej uldze, kompletnie różni się od młodzieżowych romansideł. Tu mamy bowiem do czynienia z ciekawymi bohaterami, a przede wszystkim historią, która dosłownie wbija w fotel. 



Okładka książki w pierwszej chwili intryguje, ale ostatecznie trochę zniechęciła mnie do sięgnięcia po tę powieść.

Sky jest siedemnastoletnią dziewczyną o burzliwej i nieznanej przeszłości. Dotychczas uczyła się w domu. Kiedy idzie po raz pierwszy do szkoły, poznaje Holdera - chłopaka, który podobnie jak Sky boryka się z niejasnymi lękami i trudnym dzieciństwem.


"Jedną z rzeczy, za które kocham książki, jest to, że dzieli się w nich ludzkie losy na rozdziały. To niesamowite, ponieważ nie można tego zrobić w prawdziwym życiu. [..] Niezależnie od tego, co się dzieje, życie toczy się dalej, czy ci się to podoba, czy nie, i nigdy nie możesz pozwolić sobie na to, żeby się zatrzymać i po prostu złapać oddech."



"Hopeless" jest dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Spodziewałam się typowego, przesłodzonego i zupełnie nierealnego w normalnym świecie romansu, a otrzymałam powieść z niesamowitą i strasznie zaskakującą i przede wszystkim bardzo dobrą historią. I za to daję książce punkt tak duży, że przymykam oko na irytujące mnie drobnostki (jak na przykład momentami zachowanie głównej bohaterki). Colleen Hoover ma niezwykle lekkie pióro i pisze w ten cudowny sposób, że jej książki czyta się z wypiekami na twarzy. Opowieść o przeżyciach Sky i Holdera jest intensywna, magiczna i po prostu piękna. Gorąco polecam.

czwartek, 16 października 2014

Co się dzieje w światku filmowym, czyli szkice koncepcyjne VII Epizodu Gwiezdnych Wojen





Zdjęcia do filmu są w trakcie kręcenia, ale fabuła nadal owiana jest tajemnicą.
Sporo się ostatnio dzieje w świecie filmowym, szczególnie takich, które najbardziej mnie interesują. Dzisiaj będzie (znów) o filmie, którego niecierpliwie wyczekuję - VII Epizodzie Gwiezdnych Wojen. Kontynuacja budzi wiele kontrowersji i nie wiadomo czego konkretnie ma dotyczyć. Mówi się, że nowa trylogia będzie pokazywała wydarzenia jakieś 30 lat po trylogii właściwej, czyli epizodów IV, V i VI. Podobno stara i kochana przez nas obsada odegra raczej drugoplanową rolę i dostaniemy nową parę młodych aktorów, ale na razie są to jedynie spekulacje.



Nie mam pojęcia dlaczego pojawił się szkic koncepcyjny Vadera, co nie zmienia faktu, że ogromnie mi się podoba




Premiera Epizodu VII o niezanym jeszcze tytule planowana jest na grudzień 2015 roku. Wyciekło kilkanaście szkiców koncepcyjnych, poniekąd dotyczących nieznanej na razie fabuły nowego filmu. Muszę przyznać, że im więcej znajduję informacji o nowym epizodzie, tym bardziej pozytywnie jestem nastawiona do tej trylogii. Rysunki są naprawdę udane i budzą moją coraz większą ciekawość. Wszystkie szkice możecie obejrzeć sobie tutaj.


Na rysunek Chewbaccy nie mogę się wręcz napatrzeć :)




wtorek, 14 października 2014

"Chłopak Nikt", czyli bohater nieidealny





"Chłopak Nikt"- Allen Zadoff
Wydawnictwo : Feeria


"Chłopak Nikt" opowiada historię pewnego nieprzeciętnego nastolatka. Zach jest tajnym agentem osieroconym w wieku dwunastu lat i wyszkolonym w specjalnym, eksperymentalnym obozie. Po latach szkolenia jest wykwalifikowanym zabójcą. Potrafi walczyć, analizować skomplikowane operacje i zabijać z zimną krwią. Problem polega na tym, że... nic ponad to. Chłopakowi nie wolno mieć marzeń i planów na przyszłość, a on sam jest swego rodzaju marionetką w rękach swoich przełożonych. Niewiele dowiaduje się o celu swoich misji i ludziach, z którymi współpracuje. W jego głowie, dotychczas zaprzątniętej jedynie wypełnianiem kolejnych zadań pojawia się cień wątpliwości. A to wszystko dopiero początek, bowiem do akcji wkracza niezwykła dziewczyna. 





Kilka lat temu zaczytywałam się w serii książek Roberta Muchamore'a pt.: "CHERUB". Cykl składał się z dwunastu tomów opowiadających historię młodego agenta Jamesa Adamsa, który szkolił się w specjalnym zakładzie wraz z setką innych dzieciaków. Założenie było takie, że dzieci mogą w miarę bezpiecznie szpiegować i zdobywać różnego rodzaju informacje, bo po prostu nikt ich o nic nie podejrzewa. "Chłopak Nikt" od razu skojarzył mi się z tamtą serią i rzeczywiście - instynkt mnie nie zawiódł (tylko jest to powieść dużo bardziej dojrzała). Pod tym względem ta powieść spełniła jak najbardziej moje oczekiwania.


 Allen Zadoff stworzył opowieść trzymającą w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Główny bohater jest postacią dobrze przemyślaną pod względem psychologicznym. Bardzo krótkie rozdziały i narracja pierwszoosobowa prowadzona przez Zacha sprawia, że powieść czyta się nadzwyczaj szybko.  Dawno już nie przeczytałam książki w ciągu jednego popołudnia. 
Jeśli chodzi o minusy, to liczyłam po cichu na bardziej rozwinięty wątek kobiecej bohaterki - Samary, ale niestety nie można mieć wszystkiego. 

"Chłopaka Nikogo" polecam osobom, które wciągają wszelkiego rodzaju thrillery i powieści detektywistyczne. "Chłopak Nikt" to lektura tylko pozornie szybka i przyjemna, ponieważ porządnie dała mi do myślenia. 

czwartek, 9 października 2014

Finał Darów Anioła, czyli recenzja "Miasta niebiańskiego ognia"



Ostatniego, szóstego tomu "Darów Anioła" wyczekiwałam z niecierpliwością. Mimo, że książka nie rozczarowała mnie moje uczucia są raczej mieszane.  Clary z Jace'm i przyjaciółmi szykują się do ostatecznego starcia z bratem dziewczyny - Sebastianem, który usiłuje zniszczyć bezpowrotnie Nocnych Łowców. 


W "Mieście niebiańskiego ognia' pojawia się ciekawa drugoplanowa bohaterka - Emma. W tej powieści dziewczynka ma dopiero 12 lat, ale mam przeczucie, że powstanie niedługo nowa trylogia osadzona w tym samym świecie co "Dary Anioła" i "Diabelskie Maszyny" z Emmą właśnie w roli głównej. Muszę poszukać informacji na ten temat. 
Bardzo dużą zaletą jest pojawienie się wątku Tessy Gray, czyli głównej bohaterki "Diabelskich Maszyn" oraz całej symboliki jej powiązania z Clary. Wątek krótki, ale zdecydowanie jeden z lepszych. 
Bardzo podobało mi się to, jak autorka pięknie rozbudowała postać Simona, który w tym tomie odgrywa kluczową rolę.





"Dary Anioła" od początku były serią, którą się bardzo szybko i przyjemnie czytało, jednak przy tym tomie czułam pewien niedosyt. Mam wrażenie, że zabrakło mi interakcji Clary i Jace'a. Były co prawda rzadkie i porządne, ale brakowało mi takich zwykłych codziennych, Jakby Jace przez to całe bratanie się z Sebastianem stracił trochę ze swojej zadziorności, a szkoda, bo przecież to za to właśnie wszyscy go kochamy. I..może się starzeję, ale niektóre rzeczy, mimo mojej miłości do fantastyki wydały mi się zwyczajnie absurdalne. 



Ostatnia część "Darów Anioła" momentami zaskakuje i bawi, ale chwilami lekko irytuje. Uważam jednak, że miłośnicy twórczości Cassandry Clare powinni sięgnąć po "Miasto niebiańskiego ognia". Chociażby ze względu na ostatnie dwa rozdziały, które wzbudziły we mnie ogromne emocje. A to się naprawdę rzadko zdarza. 

wtorek, 7 października 2014

Święty Harry Potter


Trochę ponad tydzień temu kolejny raz zrobiło się głośno w Internecie z powodu Harry'ego Pottera. Od lat wiadomo o konflikcie na tle religijnym między J.K. Rowling, a Kościołem Katolickim. Tym razem sprawa dotyczy pewnej amerykanki, która postanowiła napisać od nowa serię o Harrym w wersji chrześcijańskiej. I tak Hogwart to Szkoła Modlitwy i Cudów, aprofesor Dumbledore jest mężem Minervy McGonnagal. Ich córka to pokorna chrześcijanka... Hermiona. Dursley'owie są miłośnikami książek Richarda Dawkinsa (autor m.in. głośnej ateistycznej powieści "Bóg urojony") wierzącymi w socjalizm oraz (uwaga!) teorię ewolucji. 

Cały czas mnie zastanawia jak to się stało, że w tej wersji Harry'ego Pottera to Dursley'owie są pozytywnymi bohaterami. 


Pomysł od początku wydawał mi się trochę śmieszny i w pierwszej chwili śmiałam się w głos. Ale tylko w pierwszej, bowiem cała akcja ma trochę głębszy wydźwięk. Fanfiction dochodzi czasami do tych krańców wyobraźni, do których naprawdę nigdy nie chcielibyśmy zaglądać. Historie typu Drarry, czy Sevmione nie są żadną ekstrawagancją w porównaniu z chociażby łączeniem Dudley'a z Voldemortem, że już nie będę podawać więcej przykładów, bo im dalej w (Zakazany!) las, tym większy absurd. W rzeczywistości możemy wylosować dowolne postaci ze świata Harry'ego Pottera i być pewni, że ktoś już o tym wymyślił historię. 

Zawsze dziwiło mnie trochę, że zagorzali chrześcijanie odrzucają mnóstwo wszelkiego rodzaju książek i filmów, jedynie ze względu na treści satanistyczne, które rzekomo tam występują. Zwykle jest to argument chybiony, a oni bezpowrotnie zrażają się do literatury fantastycznej. Ewentualnie zaczynają mieć o niej chore wyobrażenie, jak to zapewne będzie miało miejsce w przypadku córeczki autorki chrześcijańskiej wersji Pottera, bo to dla niej właśnie to wszystko powstało. Szanuję religie i wierzenia, ale to jest już fanatyzm i nie ma co tego ukrywać. 


Książki o Harrym Potterze były tak bardzo dyskryminowane przez Kościół, ponieważ zdobyły ogromną i nieporównywalną z innymi książkami popularność. Idąc tym tropem chrześcijanie mogliby odrzucać jakieś 90% powieści science-fiction. 
Reasumując, nie ma co popadać w przesadny fanatyzm, bo wszystko ma swoje granice. Nawet, a może zwłaszcza fanfiction. 


P.S. Obiecywałam dzisiaj recenzję "Miasta niebiańskiego ognia", ale ogrom szkolnych obowiązków nie pozwolił mi dokończyć książki przez weekend. Recenzja pojawi się w czwartek. Na pewno!


niedziela, 5 października 2014

Co, jak, i kiedy, czyli nowy porządek bloga





Przez długi czas prowadziłam blog recenzencki na Onecie. Ostatecznie postanowiłam się przenieść, chociaż może to niewłaściwe słowo, bo zdecydowanej większości postów nie przenoszę. Więc może bardziej daję mojej pasji pisania nowe życie w innym, nieporównywalnie lepszym miejscu. Różnica jest naprawdę ogromna. 

                                                      

Do rzeczy. Wcześniej skupiałam się tylko na książkach, ale stwierdziłam, że samo recenzowanie książek nie sprawia mi takiej satysfakcji i radości jak powinno. Dlatego będę pisać o rzeczach różnistych, związanych w ten czy inny sposób z kulturą i popkulturą. Recenzje będą, ale nie chcę się ograniczać. Wpisy będą pojawiać się obowiązkowo (pracuję nad systematycznością i swoim lenistwem)  minimum dwa razy w tygodniu, prawdopodobnie we wtorki i czwartki. Jeśli czasem uda mi się skrobnąć coś ponadwymiarowego to częściej. W przypadku nagłych wydarzeń ze świata kultury, postaram się również wyrazić swoją opinię, oczywiście w granicach interesującej mnie tematyki. Nie zamierzam jednak pisać wyłącznie o nowościach, bo mam mnóstwo zaległych myśli, którymi pragnę się z wami podzielić. 

                                                        

Od siebie dodam jeszcze, że mam 17 lat, jestem osobą ciekawą świata, o ogromnej wyobraźni i nade wszystko kocham czytać. Mam nadzieję, że nowy blog będzie mi dawać mnóstwo radości, którą powoli, z czasem zacznę dzielić z wami, kiedy już zdobędę kolejnych, nowych czytelników.  

P.S. Recenzji finałowej szóstej części "Darów Anioła" spodziewajcie się w najbliższy wtorek.