wtorek, 7 października 2014

Święty Harry Potter


Trochę ponad tydzień temu kolejny raz zrobiło się głośno w Internecie z powodu Harry'ego Pottera. Od lat wiadomo o konflikcie na tle religijnym między J.K. Rowling, a Kościołem Katolickim. Tym razem sprawa dotyczy pewnej amerykanki, która postanowiła napisać od nowa serię o Harrym w wersji chrześcijańskiej. I tak Hogwart to Szkoła Modlitwy i Cudów, aprofesor Dumbledore jest mężem Minervy McGonnagal. Ich córka to pokorna chrześcijanka... Hermiona. Dursley'owie są miłośnikami książek Richarda Dawkinsa (autor m.in. głośnej ateistycznej powieści "Bóg urojony") wierzącymi w socjalizm oraz (uwaga!) teorię ewolucji. 

Cały czas mnie zastanawia jak to się stało, że w tej wersji Harry'ego Pottera to Dursley'owie są pozytywnymi bohaterami. 


Pomysł od początku wydawał mi się trochę śmieszny i w pierwszej chwili śmiałam się w głos. Ale tylko w pierwszej, bowiem cała akcja ma trochę głębszy wydźwięk. Fanfiction dochodzi czasami do tych krańców wyobraźni, do których naprawdę nigdy nie chcielibyśmy zaglądać. Historie typu Drarry, czy Sevmione nie są żadną ekstrawagancją w porównaniu z chociażby łączeniem Dudley'a z Voldemortem, że już nie będę podawać więcej przykładów, bo im dalej w (Zakazany!) las, tym większy absurd. W rzeczywistości możemy wylosować dowolne postaci ze świata Harry'ego Pottera i być pewni, że ktoś już o tym wymyślił historię. 

Zawsze dziwiło mnie trochę, że zagorzali chrześcijanie odrzucają mnóstwo wszelkiego rodzaju książek i filmów, jedynie ze względu na treści satanistyczne, które rzekomo tam występują. Zwykle jest to argument chybiony, a oni bezpowrotnie zrażają się do literatury fantastycznej. Ewentualnie zaczynają mieć o niej chore wyobrażenie, jak to zapewne będzie miało miejsce w przypadku córeczki autorki chrześcijańskiej wersji Pottera, bo to dla niej właśnie to wszystko powstało. Szanuję religie i wierzenia, ale to jest już fanatyzm i nie ma co tego ukrywać. 


Książki o Harrym Potterze były tak bardzo dyskryminowane przez Kościół, ponieważ zdobyły ogromną i nieporównywalną z innymi książkami popularność. Idąc tym tropem chrześcijanie mogliby odrzucać jakieś 90% powieści science-fiction. 
Reasumując, nie ma co popadać w przesadny fanatyzm, bo wszystko ma swoje granice. Nawet, a może zwłaszcza fanfiction. 


P.S. Obiecywałam dzisiaj recenzję "Miasta niebiańskiego ognia", ale ogrom szkolnych obowiązków nie pozwolił mi dokończyć książki przez weekend. Recenzja pojawi się w czwartek. Na pewno!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz