Trochę ponad tydzień temu kolejny raz zrobiło się głośno w Internecie z powodu Harry'ego Pottera. Od lat wiadomo o konflikcie na tle religijnym między J.K. Rowling, a Kościołem Katolickim. Tym razem sprawa dotyczy pewnej amerykanki, która postanowiła napisać od nowa serię o Harrym w wersji chrześcijańskiej. I tak Hogwart to Szkoła Modlitwy i Cudów, aprofesor Dumbledore jest mężem Minervy McGonnagal. Ich córka to pokorna chrześcijanka... Hermiona. Dursley'owie są miłośnikami książek Richarda Dawkinsa (autor m.in. głośnej ateistycznej powieści "Bóg urojony") wierzącymi w socjalizm oraz (uwaga!) teorię ewolucji.
Cały czas mnie zastanawia jak to się stało, że w tej wersji Harry'ego Pottera to Dursley'owie są pozytywnymi bohaterami.
Zawsze dziwiło mnie trochę, że zagorzali chrześcijanie odrzucają mnóstwo wszelkiego rodzaju książek i filmów, jedynie ze względu na treści satanistyczne, które rzekomo tam występują. Zwykle jest to argument chybiony, a oni bezpowrotnie zrażają się do literatury fantastycznej. Ewentualnie zaczynają mieć o niej chore wyobrażenie, jak to zapewne będzie miało miejsce w przypadku córeczki autorki chrześcijańskiej wersji Pottera, bo to dla niej właśnie to wszystko powstało. Szanuję religie i wierzenia, ale to jest już fanatyzm i nie ma co tego ukrywać.
Książki o Harrym Potterze były tak bardzo dyskryminowane przez Kościół, ponieważ zdobyły ogromną i nieporównywalną z innymi książkami popularność. Idąc tym tropem chrześcijanie mogliby odrzucać jakieś 90% powieści science-fiction.
Reasumując, nie ma co popadać w przesadny fanatyzm, bo wszystko ma swoje granice. Nawet, a może zwłaszcza fanfiction.
P.S. Obiecywałam dzisiaj recenzję "Miasta niebiańskiego ognia", ale ogrom szkolnych obowiązków nie pozwolił mi dokończyć książki przez weekend. Recenzja pojawi się w czwartek. Na pewno!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz