czwartek, 27 sierpnia 2015

"Lilith:Dziedzictwo" albo Mary Sue to n-tej potęgi


"Lilith: Dziedzictwo" - Jo. E. Rach.
Wydawnictwo: Novae Res
 
 
Sha to bardzo specyficzna dziewczyna. Ciągłe przeprowadzki sprawiły, że jej jedynym przyjacielem jest jej ojciec. Teraz lądują w słonecznym Cannes, co dla Sha jest miłą odmianą po chłodnym i nieprzyjaznym klimacie Islandii. Po raz pierwszy w życiu ma okazję chodzić do normalnej szkoły. Już pierwszego dnia zaprzyjaźnia się z Danielem i Chrisem - chłopcami idealnymi i bardzo nią zainteresowanymi od pierwszej chwili.  Gdzie w tej sielance jest miejsce dla tajemniczych wizji, które dręczą bohaterkę? I kogo wybrać, kiedy i Daniel, i Chris wydają się być pozbawieni wad?


Powieść zdecydowanie czytało się lekko i przyjemnie, jednak nie mogę się pozbyć myśli, że wszyscy ważni dla fabuły bohaterowie są wprost idealni. Główna bohaterka to istota o nieziemskiej urodzie, charakterze i usposobieniu (dodajcie jakąkolwiek pozytywną cechę, a możecie być pewni, że Sha ją posiada, i to w niewiarygodnie wręcz nadludzkim wymiarze).  Pozostałe postacie są z kolei idealnie stereotypowi, a przez to, niestety, dwuwymiarowi i nudni. Na uwagę zasługuje nietypowa narracja - te same wydarzenia są opisywane po kolei przez Sha, Daniela i Chrisa. Z początku jest to ciekawe rozwiązanie, później jednak męczy, bo w końcu ile można w kółko czytać dokładnie o tym samym, tylko z innej strony?

"Lilith" reklamowana jest jako powieść fantasy, ale przez jakieś 90 procent książki zastanawiałam się, gdzie, do diabła, zaginął wyczekiwany przez mnie wątek fantastyczny. Sha, z racji nieustannych przeprowadzek, nie ma absolutnie żadnych przyjaciół. Nie tylko w obecnym miejscu zamieszkania, ale po prostu, żadnych. Zastanawia mnie wobec tego jakim cudem jest tak bardzo otwarta na ludzi. Serio, jej jedynym przyjacielem od zawsze jest jej ojciec, ale nie krępuje się ani trochę rzucać się na szyję nowo poznanym ludziom, czy chodzić przy nich w samej bieliźnie. Spodziewałam się raczej, że jako typ samotnika będzie choć trochę zamknięta w sobie i nie mogę tego pojąć w żaden sposób. Taka dygresja.

Nie zrozumcie mnie źle. Spędziłam przy "Lilith" całkiem miłe parę godzin, ale zdecydowanie nie jest to książka, którą zapamiętam na dłużej, ani taka, która wybijałaby się w powieściach młodzieżowych ponad przeciętność. Właściwie gdyby nie koszmarnie rozczarowująca końcówka, to chętnie zapoznałabym się z kolejnym tomem (żadnych spoilerów nie będzie). Ot, można przeczytać. Ale nic ponadto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz